niedziela, 23 grudnia 2012

Co moze być fajnego w zardzewiałej lampie, może i nic. Choć moim zdaniem rdza sama w sobie to bardzo wdzieczne "pokrycie". Nie każdy ją oczywiście lubi, ba większość jej nie lubi bo kojarzy się z, no właśnie, z czym? Z przmijaniem, rozkładem, utratą wartości i czym tam jeszcze. Zdało by się powiedzieć - niezbyt fajnie. Tylko ja zawsze muszę iść nie tam gdzie wszyscy. Okazało się, ze rdzę wywołuje się dość prosto, choć zapewniam, nie tak jak sobie to mozna wyobrazić - wykładanie metalowych części na 2 tygodnie na dwór, polewając je co rano wodą - nie wchodzi w grę. Trzeba było zbaleźć taki roztwór, żeby po dwóch trzech godzinach błyszcząca stal pokryła się "ryżą". To się udało. Gorzej było dalej. No bo użytkowa rzecz do domu, nie może przecież brudzić za koażdym dotknięciem. Domorośli majsterkowicze radzą - bezbarwny lakier, taaaaaaak? Niestety rdza spod takiego lakieru wychodzi po miesiącu.... I co? Ano okazuje się, że w Californi oprócz Doliny Krzemowaej technologię zabezpieczania rdzy mają również nieźle rozwinietą. Szkoda tylko, że takich specyfików do lampki De Ferr 113 i 116, trzeba było szukać tak daleko... No ale czego nie robi się dla efektu ale oceńcie go sami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz